Nowe Teksty

Furia, król Artur [recenzja]
Jak komiks ocenił Sławiński?
Zjawiskowa She-Hulk #02, John Byrne [recenzja]
Jak komiks ocenił Sławiński?
Wonka, film [recenzja]
Jak film ocenił Zimiński?

Zapowiedzi

Nowe Plansze

Nowe Imprezy

Forum Alei Komiksu

Recenzja

Vagabond #4

Tokiyoshi, Yaqza, Yaqza, Michał "Azirafal" Młynarski recenzuje Vagabond #04
Tokiyoshi: Splata się. To pierwsze moje skojarzenie dotyczące czwartego tomiku Vagabonda. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmiało, jednak odnosząc to do mangi Takehiko Inoue można zauważyć, że faktycznie splot wydarzeń, postaci, wątków, klimatów zaczyna tworzyć zgrabny, klarowny obraz. W przypadku czwartego tomu można oczywiście wciąż liczyć na wysoki poziom graficzny i techniczny, niepotrzebne jest zachwalanie umiejętności rysownika ani staranności wydawnictwa. Jednak umiejętność prowadzenia akcji zasługuje na trochę więcej słów.

To będzie pierwszy przykład "przeplatania się". Akcja. Jej tempo zmienia się z bardzo szybkiego na spokojne i na odwrót, z tomiku na tomik. Pierwszy, na dzień dobry, przenosi czytelnika niemal w samo serce konfliktów militarnych (mam tu na myśli bitwę pod Sekigaharą) i - powiedzmy - międzyludzkich (czyli cały epizod z panią Oko, od porachunków z bandytami począwszy i zakończywszy na "uwiedzeniu" Matahachiego, przyjaciela głównego bohatera). Drugi, mimo że wciąż nie pozbawiony dość dusznej atmosfery, zdominowany przez obławę na znienawidzonego przez ludzi Takezo, przenosi jednak punkt ciężkości na aspekty psychologiczne: uczucia bohaterów, ich marzenia i cele, motywację oraz wątpliwości. Zostały one ukazane poprzez drastyczną próbę, jakiej został poddany przez mnicha Takuana młody szermierz i w konsekwencji jego przemianę wewnętrzną. Treść trzeciego tomu koncentruje się z kolei prawie wyłącznie na spotkaniu Takezo z przedstawicielami szkoły Yoshioka suto zakropionym... krwią. Rozpoczęty pojedynek zostaje niespodziewanie przerwany, wobec czego obydwie strony obiecują sobie ponowne spotkanie, gdy będą już gotowe dokończyć walkę. Kolejna część opowieści będzie więc dotyczyła nie walki, lecz poszukiwań... doświadczenia? Umiejętności? Mądrości? Celu i sensu?

Miyamoto Musashi - prawdopodobnie autoportret.

Takezo, czyli Miyamoto Musashi, po niefortunnym "występie" w dojo Yoshioka, opuszcza Kioto i wyrusza w kierunku Nary, poszukując szermierzy, z którymi mógłby się zmierzyć. Jednak nie tylko on opuszcza cesarskie miasto, a wśród pozostałych wędrowców są zarówno jego przyjaciele, jak i wrogowie. Choć cel podróży każdego z nich jest inny, to jednak za każdym razem jest silnie związany z postacią głównego bohatera. Podróżują więc członkowie szkoły Yoshioka i uparta babcia Hon'iden, za Takezo podąża jego "pierwszy uczeń", dołącza też do niego (uwaga, uwaga! powrót króla!) znany już mnich Takuan...

Motyw ich wędrówki dodaje nieco swobody pomiędzy poszczególnymi wątkami akcji. Autor rozprostowuje skrzydła w już zaczętych i dyskretnie wplata nowe, korzystając z grona poznanych już bohaterów i wprowadzając niewielu, acz charakterystycznych nowych. Niemal dla wszystkich postaci znajduje miejsce, rolę, stawia przed nimi kolejne cele i nie wyłącza z toku zdarzeń umiejętnie unikając w tym sztuczności. Wszystkie wplecione są w dalej toczącą się historię - i tak jak Takuan lub Otsu, powracają niby przypadkiem, lecz seria takich przypadków sprawia wrażenia bardzo dobrze zorganizowanej i zaplanowanej całości, której osią jest młody Musashi.

Najbardziej jednak ciekawią i trochę niepokoją mnie efekty wprowadzenia wątku romantycznego do komiksu, który z założenia na kilometr powinno czuć ogniem i mieczem. Tymczasowo ten aspekt opowieści został tylko zarysowany w ramach odkrywania tajemnic "mrocznej osobowości" Takezo. Nareszcie! Coraz lepiej czyta się mangę, dla bohatera której czuje się coś więcej niż współczucie wobec pogardy i strachu, jakimi obdarzali go mieszkańcy jego rodzinnej wioski. Nie chcę przez to powiedzieć, że postać ta została szczególnie pogłębiona lub okazała się nadzwyczaj intrygująca. Jest po prostu bardziej klarowna i zrozumiała, w pewnym sensie "oswojona".

Jak na razie Vagabond nie zawiódł mnie: zawsze można liczyć na wystarczającą dawkę dobrej grafiki i interesującej, sprawnie prowadzonej akcji. Czwarty tom wydaje mi się jak dotąd najlepszy, mimo że brak w nim "zaskakujących zwrotów akcji" i dramatyzmu. Optymistyczny, spokojny ton jest tu jak najmilej widziany. I przede wszystkim duże brawa za powrót Takuana!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .


Grzegorz "Yaqza" Ciecieląg: Ze swojej strony dodam tylko tyle: "Vagabond" graficznie powala. On nie jest "poprawny", nie jest "miły dla oka" - a zwyczajnie wbija w glebę. Wysoki poziom detalu, nowatorstwo (rysowanie niekiedy postaci znajdujących się na pierwszym planie grubymi pociągnięciami pędzla), dynamika, świetne kadrowanie... O ile czwarty tom przygód Musashiego nie rzuca na kolana pod względem scenariusza (choć ten stanowi kawał rzetelnej roboty), to dzięki oprawie, w jakiej zaserwowano danie, poczuć się można niczym w najlepszej restauracji. Już samo przyglądanie się tłom, garderobie, broni, grymasom postaci sprawia wielką, wielką przyjemność.

Wątek romantyczny wzbogaca jedynie akcję, dodając jej realizmu. Nikt mi nie wmówi, że młody człowiek może całkowicie wyzbyć się myśli o drugiej płci - dlatego takie a nie inne zachowanie bohatera jest jak najbardziej na miejscu.

Polecam.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .


Michał "Azirafal" Młynarski: Cóż, od graficznej strony ta manga była już chwalona wiele razy, tak przez przedmówców, jak i przeze mnie w recenzji drugiego tomu, a także w wielu innych źródłach przez ludzi uznanych bądź nie, acz jednogłośnych w swej opinii. Tak jak napisał Yaqza - powala. Jedno słowo, a oddaje całość mistrzowskiej kreski autora. I nadal będę się upierał, by czytelnik zwracał uwagę na świetne małe szkice, znajdujące się na zakładkach oddzielających poszczególne rozdziały tomu. Przynajmniej na mnie te mini-dziełka zrobiły (i nadal robią) bardzo miłe wrażenie - jakby mistrz odkrywał kawałeczki swego geniuszu.

Okładka filmu "Sword of Fury" z 1973 roku. Reżyseria Tai Kato, w roli Miyamoto Musashi'ego wystąpił Hideki Takahashi.

Co do fabuły - pierwszy tom był niezbyt oryginalny, a raczej dość przewidywalny, krążąc wokół schematu "dwóch przyjaciół, których poróżniła kobieta"; drugi był ucztą dla oczu i umysłu, z doskonałym motywem "kary na drzewie"; trzeci był bezsensowną nawalanką i całkowitym zaprzeczeniem wszystkiego, co zostało powiedziane w tomie drugim - nauka poszła w las, bijemy i zabijamy dalej, jupi (czyt. wielki bezsens)! Czwarty tom wraca w okolice psychologicznych i emocjonalnych przeżyć z tomu drugiego (i chwała niech za to będzie… [tu wpisz swoje bóstwo]), ale przeważa dość oklepany motyw drogi. Takezo (vel Miyamoto Musashi) rozpoczął swoją wędrówkę ku samodoskonaleniu (jak mi się zdaje, wcześniejsze perypetie były jedynie wstępem do niej). Chce walczyć z najlepszymi, by wciąż udowadniać swoją siłę i umiejętności. By zyskać siłę, ale i szacunek - obie rzeczy będą mu potrzebne, by móc honorowo zakończyć przerwany pojedynek w szkole Yoshioka. I by móc wyzwać na pojedynek głowę tej szkoły, niesamowicie utalentowanego bawidamka - Seijuro, który nie zniży się przecież do walki z byle śmierdzącym obdartusem, jakiejkolwiek siły by on nie posiadał.

Jedynym w miarę oryginalnym, a z pewnością bardziej zajmującym wątkiem tego tomu (nowy uczeń wbrew woli? było… spotkanie dawnego mistrza? było... ścigany przez pałających chęcią zemsty? było…) jest wątek… hmmm… nazwijmy go "romantyczny". O tym, że Takezo ma pewne uczucia względem Otsu, i to całkiem silne, wiemy od co najmniej drugiej odsłony mangi. Teraz uczucie to zostaje wyeksponowane, zwłaszcza przez jowialnego, irytująco inteligentnego mnicha Takuana, który postanowił ponownie potowarzyszyć młodemu i zapalczywemu szermierzowi oraz pomóc mu w dalszej nauce sztuki walki bronią białą. Chce mu również pomóc w dojściu do porozumienia z własnymi uczuciami, także z tymi skrywanymi - nieumiejętność poradzenia sobie z nimi stanowi czynnik hamujący rozwój Takezo, tak szermierczy, jak i emocjonalny. Pokonanie tych właśnie barier będzie ważniejsze i z pewnością będzie miało o wiele większy wpływ na naszego młodego bohatera niż rozwój umiejętności walki.

W porównaniu z drugim tomem - nie jest to jeszcze to, czego miałem nadzieję doświadczać przy każdym tomie. W porównaniu z trzecim - ogromny krok naprzód i nadzieja na lepsze jutro. Porównując z innymi mangami samurajskimi - o niebo lepsze od dziecinnego, nastawionego na nastolatki "Kenshina"; graficznie odrobinę (ale tylko odrobinę) słabsze, za to fabularnie bardziej zajmujące niż "Miecz Nieśmiertelnego". Niezła, ciekawa rzecz, ślicznie rysowana - cóż innego zrobić, jak polecić? I modlić się, by koszmarek w stylu tomu trzeciego już się nie pojawił…

7/10

Opublikowano:



Vagabond #04

Vagabond #04

Scenariusz: Takehiko Inoue
Rysunki: Takehiko Inoue
Wydanie: I
Data wydania: Marzec 2006
Seria: Vagabond
Druk: kolor, czerń i biel
Oprawa: miękka, obwoluta
Format: 11x18 cm
Stron: 240
Cena: 19,90 zł
Wydawnictwo: Mandragora
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Tagi

Vagabond

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-