Recenzja
Kurczak ze śliwkami
Łukasz Chmielewski recenzuje Kurczak ze śliwkamiFilm jest dość wierną ekranizacją komiksu. Zrezygnowano jednak z Satrapi jako narratorki, dodano kilka scen, nieco inaczej rozłożono także akcenty, które zmieniają nieco wydźwięk wątków, w tym nieszczęśliwej miłości głównego bohatera. Największa zmiana dotyczy jednak instrumentu – tar zastąpiono skrzypcami.
Sam film niestety bardzo rozczarowuje, tym bardziej, że "Kurczak ze śliwkami" jest bardzo dobrym komiksem. Ekranizacja jest jednak bardzo słaba. Złożyło się na to kilka rzeczy.
Po pierwsze, obraz jest niekonsekwentny i niespójny. Zabrano tar, istotę tej historii, i zastąpiono skrzypcami, zapewne by zeuropeizować obraz. Cała historia i jej świat pozostali jednak bez zmian. To dalej jest Iran lat 50. XX wieku. W takim świecie skrzypce są jak ość w gardle, nie na swoim miejscu i drażnią. Gra na tarze jest egzotyczna dla Europejczyka, który nie jest przyzwyczajony do takiego brzmienia, ale nie jest to coś, czego nie da się słuchać. Tar jest sercem fabuły, bez niego ta historia to zombie. Perski muzyk, który uczy się grać na skrzypcach u mistrza wyglądającego jak guru, jest śmieszny i nieprawdziwy.
Po drugie, film jest groteskowy i pastiszowy. Niektóre sceny wyglądają jak autokarykatury. Co gorsza trudno znaleźć uzasadnienie dla takiej stylistyki. Bardziej wygląda to na niezamierzony efekt. Zarówno gra aktorska, jak i samo rozwiązanie danej sceny bardzo często skręca w stronę czegoś, co można nazwać czarną komedią. Zupełnie nie wiadomo w jakim celu, bo zarówno komiks, jak i film to dramat. Dodatkowo niektóre rozwiązania są kiczowate. Oglądając "Kurczaka ze śliwkami", często przychodziła mi na myśl fatalna filmowa wersja "Spirita" zrealizowana przez Franka Millera. Film Satrapi i Paronnauda nie jest aż tak zły, ale to niestety podobna para kaloszy.
Po trzecie, za sprawą groteski wizualnej i aktorskiej film nie niesie praktycznie żadnych emocji, historia nie porusza, trudno też powiedzieć, o czym ten film tak na prawdę jest. Nie jest to dramat muzyka, który może odpychać swoimi wyborami życiowymi, lub budzić litość tragicznym losem, w którym niespełniona miłość pozwoliła mu zostać prawdziwym artystą. Niby historia jest bardzo podobna jak w komiksie, niektóre wątki i sceny zostały nawet nieco podkręcone, żeby widz nie miał wątpliwości, dlaczego muzyk kiedyś tworzył genialną muzykę, a potem nie mógł nic zagrać i umarł. W efekcie dostajemy jednak historię, która nie rusza, a co najwyżej drażni stylistycznie.
Odradzam. Lepiej sięgnąć po komiks.
Opublikowano:
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-