baner

Recenzja

Tytani atakują Polskę

Przemysław Pawełek recenzuje Atak tytanów #01
3/10
Tytani atakują Polskę
3/10
Premiera anime, bazującego na mandze o tytanach, nie wzbudziła we mnie większej ciekawości. Najpopularniejsze serie jakoś do mnie nie przemawiają, nie jestem raczej odbiorcą japońskiej masówki. Takie cykle jak "One Piece" czy "Black Lagoon" odpuściłem sobie po pierwszym tomie. Nie wkręciłem się w Pokemony. Nużą mnie pompatyczne pojedynki z kolejnych serii "Dragon Ball". "Naruto" odpuściłem sobie programowo, bo nastoletni ninja mają potencjał tylko wtedy, gdy są zmutowanymi żółwiami. Nie wiem, co mnie w takim razie podkusiło, by sięgnąć po pierwszy tom mangi o tytanach.

No dobra, trochę kłamię. Zaintrygowała mnie oszałamiająca popularność serii Hajime Isayamy. Cykl ukazuje się w formie prasowej od pięciu lat, doczekał się także jak dotąd 14 tomów zbierających kolejne odcinki. Sukces jest na tyle duży, że wydawca natrzaskał tych albumów łącznie 40 milionów. Imponująca liczba. Statystycznie rzecz biorąc, przypadałoby po tomie na jednego Polaka. To nie koniec. Szał przeniósł się na serię anime, w produkcji jest film typu live-action, powstaje też parę gier video. Gadżetów, koszulek, pudełek śniadaniowych nawet nie wspominam, założę się jednak, że tu Japończycy też poszaleli.

Podkusiło mnie do sięgnięcia po album właśnie to całe zamieszanie. Co ma w sobie nowa mangowa seria o oszałamiającej popularności? Po pierwszym albumie stwierdzam, że tak właściwie to nie wiem. Dowiem się w kolejnych tomach albo i nie dowiem nigdy, bo prawdopodobnie to nie ja jestem targetem. Dwadzieścia lat wydaje mi się tu być górną granicą wiekową docelowego odbiorcy.

Isayama, wprowadzając czytelnika w swój świat, od razu rzuca go na głęboką wodę. Samo założenie jest intrygujące. Ludzie zgromadzili się w warownej twierdzi, która oddziela ich od reszty świata. Na zewnątrz grasują tytułowi tytani - groteskowe olbrzymy, niezmiernie niebezpieczne, żarłoczne i zróżnicowane w swojej niejednorodnej masie. Nie wiadomo skąd się wzięli, nie wiadomo też dlaczego upodobali sobie jako posiłek właśnie ludzi. Ludzie szkolą się do walki z nimi za pomocą sprzętu do manewrów powietrznych – podręcznych wyrzutni lin z hakiem, umożliwiających wspięcie się na olbrzyma, by zadać mu decydujący cios w punkt witalny. Wszystko to ma w sobie potencjał, ale jest zarysowane dość mętnie. Autor przedstawia świat z perspektywy młodego chłopca i niestety nie jest to perspektywa zbyt fascynująca. Młodzian wierzy w sprawę, jest idealistą, a jego płomienne przemowy o tym, jak ważny jest opór, robią naprawdę bardzo dużo, by zniechęcić do niego czytelnika. Oczywiście mamy ataki gigantów, które pojawiają się znikąd i szybko zaczynają siać zniszczenie. Jest więc parę okazji do walki, nieco dekapitacji i ludożerstwa. Jedyne jak dla mnie ciekawe fragmenty tego komiksu.

Głównym mankamentem „Ataku tytanów” wydaje mi się jego prasowa genealogia. To nie jest pełnoprawny album w zachodnim tego słowa znaczeniu, z początkiem, rozwinięciem i końcem. Isayama nie tworzy nawet prologu do serii, on zarysowuje różne konteksty świata i po kolei je rozwija. Tom się kończy, a czytelnik pozostaje z małą wiedzą o jego świecie. Wiadomo tylko, że są tytani, zżerają ludzi, a ci się próbują bronić, choć nie wiedzą jak. Nie byłem w trakcie lektury pewien, czy przedstawia mi się wyrywek wizji świata, czy też sama wizja jest niekompletna. Skoro ludzie nie opuszczają miasta, to skąd biorą żywność? Na kartach komiksu widać tylko miejsca pełne zabudowy, zero pól czy szklarni. Jeśli nawet mają żywność – jak poddają ją obróbce cieplnej, jak ogrzewają się w zimie. Do tego przecież potrzeba drewna, a w mieście lasu nie ma. Dlaczego ludzie nie prowadzą sensownej obserwacji z murów twierdzy, dlaczego nie ma systemu wczesnego ostrzegania, a o tym że tytani nadeszli, mieszkańcy dowiadują się, widząc, że ktoś jest właśnie zżerany? Jaki jest sens prowadzenia regularnego zwiadu, skoro ten również najlepiej sprawdza się w roli posiłku dla bestii, a ludzie użytek mają z nich umiarkowany? Tego wszystkiego nie wiem, a pytań podobnego typu miałem tak pokaźną ilość, że nie pobudziły one mojej ciekawości, a raczej zniechęciły do serii i narratorskiego potencjału Isayamy.

Być może jestem za stary, być może marudny, ale koncepcja wydała mi się jednocześnie ciekawa i nieudolnie przedstawiona. Pierwszy tom mnie nie zachęcił do reszty cyklu. Nie przekonuje mnie także drugie czy trzecie dno fabuł. Tytani mogą tu robić za dowolną metaforę. Zagrożenie, wobec którego trzeba stanąć razem, nie można go unikać, bo to tylko odwleka dramatyczne konsekwencje, a w niczym nie pomaga. Trzeba się zjednoczyć i walczyć. I tu można dopisać sobie, co się chce – efekt cieplarniany, działalność opozycyjną z okresu PRL, wykluczenie społeczne czy imperialne zakusy współczesnej Rosji. Jest to na tyle ogólne, że nie wiem nawet czy autor miał takie intencje. Jeśli tak, to sprzedaje tu uniwersalne życiowe mądrości na poziomie Paolo Coelho.

Wiem, że narażam się szeregom psychofanów, ale niestety nie widzę żadnych powodów, by zachęcić do lektury tej mangi. Z drugiej strony – coś musi w tym być, skoro seria odniosła tak oszałamiający sukces. Być może po prostu nie jestem właściwym odbiorcą serii. A być może odpowiedź, dotycząca źródła popularności cyklu, znajduje się w kolejnych tomach. Pierwszy album powinien mnie jednak chyba zachęcić do ich lektury. Tu się to autorowi nie powiodło.

Opublikowano:



Atak tytanów #01

Atak tytanów #01

Scenariusz: Hajime Isayama
Rysunki: Hajime Isayama
Wydanie: I
Data wydania: Maj 2014
Seria: Atak tytanów
Tytuł oryginału: Shingeki no Kyojin
Druk: czarno-biały
Oprawa: miękka, obwoluta
Format: A5
Cena: 25,20 zł
Wydawnictwo: JPF
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-