baner

Recenzja

Wartownicy #1: Stalowe żniwa

Przemysław Pawełek recenzuje Wartownicy #1: Stalowe żniwa
5/10
Wartownicy #1: Stalowe żniwa
5/10
Okładka pierwszego tomu „Wartowników” mówi niemal wszystko o tym komiksie. Momentami wydaje mi się, że nawet więcej niż fabuła tego tomiku. Wojak w stalowej masce i z prawdopodobnie cybernetycznymi protezami rąk wymachuje francuskim sztandarem na tle zasieków. Podtytuł „Lipiec – sierpień 1914: stalowe żniwa” nie pozostawia wątpliwości – zrobotyzowany żołnierz walczy na froncie I wojny światowej. Zapowiada się emocjonująco. Być może tak będzie, gdy postać z okładki w końcu pójdzie walczyć o wolność, równość i braterstwo, bo jak na razie jeszcze do tego nie doszło.

„Wartownicy” budzą u mnie mieszane uczucia. Pomysł na serię wydaje się być ciekawy, a rysunki atrakcyjne. Coś jednak nie do końca poszło tak, jak powinno. Pierwszy tom cyklu, choć rozgrywa się on na 62 stronach, da się streścić w dosłownie kilku zdaniach. Nieudany szturm na Maroko w 1911 roku doprowadza do zamknięcia francuskiego projektu mechanicznego żołnierza. Okazuje się jednak, że po wybuchu Wielkiej Wojny być może trzeba będzie do niego powrócić. Tym razem będzie jednak inaczej za sprawą możliwości wykorzystania nowego źródła energii. Jego odkrywca woli jednak pójść na front, niż podzielić się swoim wynalazkiem z wojskiem. Ponowne spojrzenie na okładkę pozwala się łatwo domyślić, do czego to doprowadzi.

Pierwszy tom serii nie zawiera zbyt wielu zwrotów akcji czy zaskakujących scen i w efekcie po prostu się ciągnie. Bardziej spektakularne epizody niestety pojawiają się jak na mój gust za rzadko. Większa część albumu to festiwal gadających głów. Mówią wszyscy, w dodatku dużo i niestety niezbyt ciekawie. Pulpowy pomysł na mecha-żołnierza w okopach I wojny światowej prosi się wręcz o nieco poczucia humoru czy chociaż lekkie przymrużenie oka. Zamiast tego jest tylko ckliwość i patos. Można bawić się w wyłapywanie odwołań, ale nie działa to w pełni na korzyść dzieła. Komiksowy projekt momentami kojarzy się z marvelowskim serum superżołnierza, innym razem główny bohater ukazany jest niczym tragiczny potwór Frankensteina. Dorison nie potrafił jednak ze sprawdzonych patentów wykrzesać błyszczącej iskry. Jest zaledwie przyzwoicie, a momentami wręcz nudnawo.

Dużo lepiej wypada strona wizualna. Kreska Breccii utrzymana jest w europejskim standardzie. Odchodzi jednak od bezpiecznej, frankofońskiej klasyki. Kolejne plansze przywodziły mi luźne skojarzenia z autorami związanymi z magazynem „Métal Hurlant”. Rysownik momentami ociera się o groteskę, a nawet naturalizm, zwłaszcza w dosadnie przedstawionych scenach batalistycznych. Na szczęście Dorison dał mu nieco okazji, żeby mógł poszaleć.

Pierwszy tom cyklu wywołał u mnie mieszane odczucia. To ciekawy pomysł na fabułę, niestety lekko zmarnowany. To prolog, rozciągnięty na cały pełnometrażowy album. Z drugiej strony to całkiem ciekawe rysunki, nabierające rozmachu przy okazji wojennych masakr. Nie skreślam „Wartowników”. Wspomniane zalety pozwalają mieć nadzieję, że gdy Gabriel Feraud – postać męcząco wręcz tragiczna – znowu pójdzie na wojnę, seria nabierze w końcu wiatru w żagle. Xavier Dorison potrafi ciekawie opowiadać, co udowodnił przy okazji „Long Johna Silvera”. Liczę na to że i tym razem uda mu się ta sztuka.

Opublikowano:



Wartownicy #1: Stalowe żniwa

Wartownicy #1: Stalowe żniwa

Scenariusz: Xavier Dorison
Rysunki: Enrique Breccia
Wydanie: I
Data wydania: Wrzesień 2013
Seria: Wartownicy
Tytuł oryginału: Les Sentinelles: Juillet-août 1914, les moissons d'acier
Rok wydania oryginału: 2008
Wydawca oryginału: Robert Laffont
Tłumaczenie: Wojciech Birek
Druk: kolor
Oprawa: miękka
Format: A4
Stron: 64
Cena: 38 zł
Wydawnictwo: Taurus Media
ISBN: 978-83-64360-03-9
WASZA OCENA
5.00
Średnia z 1 głosów
TWOJA OCENA
5 /10
Zagłosuj!

Galerie

Wartownicy #1: Stalowe żniwa Wartownicy #1: Stalowe żniwa Wartownicy #1: Stalowe żniwa

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

Gonz -

Mnie tu stanowczo kupuje rysunek, ale fabularnie czuję zmarnowany potencjał. Czy ocena może wprowadzić w błąd? Może, o ile osoba która ją czyta zapomina co oznaczają te cyferki. Mają one oddawać ocenę recenzenta i sugerować, na ile recenzent dzieło poleca. Przyznam szczerze że sam miewam problemy z punktacją, wolę opisać co mi się podoba, co nie, co może się podobać lub nie innym. Bo każdy ma inne zdanie. To moja recenzja, ja się pod nią podpisuję, więc zdanie i ocena też są moje. I polecam się przekonać każdemu czy jemu podejdzie, bo nie uważam też by był to komiks obiektywnie zły.

soplic -

Na próbę kupiłem pierwszy zeszyt, po przeczytaniu zamówiłem kolejne trzy, będę miał w tym tygodniu, cóż nie trzeba sugerować się recenzjami, ewentualnie zwracać uwagę na to co nie podoba się autorowi recenzji. Tutaj był bak wartkiej akcji, co dla mnie nie jest powodem do marudzenia.

PS Co do Funky'ego i Valeriana to jednak nasz komiks się bardziej zestarzał, był chyba zbyt mocno osadzony w realiach swoich czasów, to co robiło wtedy wrażenie, czyli odwoływanie się do otaczającego nas świata, dziś raczej psuje odbiór. Pomijam już totalny zjazd na dno w ostatnim albumie: horrorem ostatniego wydania była wyraźna groźba tworzenia kolejnych przygód Kovala. Valerian moim zdaniem jest komiksem bardziej uniwersalnym, mimo pewnych archaizmów czyta mi się go lepiej, pewien też dystans i rodzaj humoru powoduje iż komiks wydaje się ciągle świeży, ale to oczywiście moje osobiste odczucia.

Ystad -

General75 pisze:Nie wiem jak Ty, ale ja uważam że Koval został oceniony w tej skali liczbowej za nisko.
Zaś valerian ocena zawyżona. Zakładam że 10/10 to komiks wybitny, przełomowy. Czytając Valeriana nie odniosłem takiego wrażenia.

No ale to takie moje zdanie o tych ocenach końcowych.


Funky się mocno zestarzał. Jakby ktoś oceniał go 20 lat temu, to może nie zasłużyłby na tak niską notę. To prawie tak jakbyś oglądał aktualny atlas geograficzny w 1491 roku oceniając go na 10/10. A ja 20 lat później dam mu jednak 4/10, bo przecież nie ma w nim Ameryki (głupia analogia, ale coś w tym jest).

Poza tym - Ty oceniasz ten komiks (FK) raczej za sentyment niż za faktyczną treść.

w dzisiejszych czasach wolę czytać Valeriana niż FK.

General75 -

Ystad
Chodziło mi o tą ocenę liczbową, na dole recenzji.
Taka ocena może wprowadzić w błąd czytelnika który nie miał styczności z jakimś komiksem.
A tym samym sugerować czy kupić ten lub inny tytuł.
Może lepiej tych ocen nie dawać. W niektórych recenzjach ich nie Macie.

W latach 90 ubiegłego wieku ukazywały się w zeszytach pewne dwie serie.
Nie dawno wydano je w zbiorczych.

http://www.alejakomiksu.com/artykul/621 ... rszczkami/
Funky Koval ocena 6/10

http://www.alejakomiksu.com/artykul/623 ... -kosmosie/
Valerian ocena 10/10

Nie wiem jak Ty, ale ja uważam że Koval został oceniony w tej skali liczbowej za nisko.
Zaś valerian ocena zawyżona. Zakładam że 10/10 to komiks wybitny, przełomowy. Czytając Valeriana nie odniosłem takiego wrażenia.

No ale to takie moje zdanie o tych ocenach końcowych.

Ystad -

General75 pisze:Ocena pewnie zależy od gustu recenzenta.

Nie, no co Ty...

Mam wrażenie, że niektórzy zapominają, że recenzje pisane prze ludzi są subiektywne...

Nie zgadzam się z oceną Przemka bo mi się ten komiks podobał, ale doskonale rozumiem, że nie muszę się zawsze z jego zdaniem zgadzać. To co podoba się jemu, nie musi podobać się mi. i na odwrót.
Nie rozumiem tylko dlaczego w internecie jest sporo ludzi, którzy uważają że "moja racja jest najmojsza a reszta ludzi to debile, którzy się nie znają".

Podoba mi się za to to stwierdzenie
soplic pisze:Dla mnie bardzo ciekawy komiks, i nie widzę problemów iż " nie zawiera zbyt wielu zwrotów akcji czy zaskakujących scen". Dla mnie komiks jest wart oceny 8-9 na 10, zaś recenzja na 5/10, może jeszcze mniej.
jest bardzo, ale to BARDZO dojrzałe.

General75 -

Ocena pewnie zależy od gustu recenzenta.
Zdarzało się już nie jedno krotnie że dobry komiks dostaje ocenę 6/10, a przeciętny 10/10.
Najlepiej wyrobić sobie samemu zdanie o jakimś tytule.

soplic -

Dla mnie bardzo ciekawy komiks, i nie widzę problemów iż " nie zawiera zbyt wielu zwrotów akcji czy zaskakujących scen". Dla mnie komiks jest wart oceny 8-9 na 10, zaś recenzja na 5/10, może jeszcze mniej.