baner

Recenzja

Funky Koval ze zmarszczkami

Tymoteusz Wronka recenzuje Funky Koval
6/10
Funky Koval ze zmarszczkami
6/10
Źle widziane jest wysuwanie samego siebie na pierwszy plan recenzji, ale w przypadku jednego z kilku komiksów, na których recenzent się wychował, które kształtowały w młodości jego preferencje i estetykę, nie sposób tego uniknąć. Dla mnie jednym z takich komiksów był „Funky Koval”; jego pierwsza część „Bez oddechu” mocno wyryła się w pamięci i długo stanowiła benchmark dla innych albumów. Jednakże powrót do serii po kilkunastu latach, oprócz sentymentu, przyniósł też odrobinę zawodu.

Na integral składają się cztery części przygód Funky’ego Kovala: trzy stworzone w latach osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku przez oryginalne trio (Bogusława Polcha, Macieja Parowskiego oraz Jacka Rodka), a także powstałej kilka lat temu, bez udziału tego ostatniego, części czwartej. To istotne o tyle, że różnica między pierwszymi trzema częściami a ostatnią jest znacząca. Z recenzenckiego obowiązku należy nadmienić, że wydanie zostało uzupełnione o materiały dodatkowe, m.in. wywiady z twórcami, informacje dotyczące techniki tworzenia plansz, a także – być może – zapowiedź kolejnej części.

Popularność serii wynika poniekąd z jej fabuły – był to chyba pierwsza polska komiksowa opowieść science fiction pełna napięcia i dynamicznej akcji. Kilka pierwszych stron albumu to jeszcze rwane, pojedyncze historie (autorzy, jak sami przyznają, szybko doszli do wniosku, że przygody Funky’ego wymagają dłuższej formy), ale szybko wyłania się z nich historia o agencie, który co i rusz zostaje wplątywany w intrygi i kryzysy z udziałem polityków, gangsterów i obcych. Początkowo wydaje się, że sprawy niewiele mają ze sobą wspólnego, ale z czasem wyłania się z nich pewien schemat; zresztą rozbudowywany w każdym kolejnym tomie.

Siła komiksu tkwiła – i tkwi nadal – w kreacji tytułowej postaci, mającej źródło w tym samym archetypie, co na przykład James Bond. Funky jest co prawda znacznie bardziej ekstrawagancki i zawadiacki, a także mniej dystyngowany niż słynny agent 007, ale budzący ten sam zestaw odruchowej sympatii i fascynacji. Jest to na tyle wyrazisty protagonista, że dominuje opowieść i nieraz swoją przebojowością maskuje braki fabularne.

Przez lata komiks się nieco zestarzał, i to pod kilkoma względami. Sposób rysowania i kadrowania przez Polcha to wyraźnie stara szkoła; albo się będzie do niej przekonanym od początku, albo też trudno będzie się do niej przyzwyczaić. Również fabularnie da się wyczuć powiew przeszłości; po części dlatego, iż w wielu miejscach pojawiają się nawiązania (chociaż zwykle dość subtelne) do realiów Polski z lat 80. ubiegłego stulecia; kiedyś stanowiły dodatkowy smaczek, dziś odwołują się już do rzeczy nieaktualnych, a dla wielu współczesnych czytelników również nieznanych z pierwszej ręki.

Jak wcześniej zaznaczyłem, czwartej części pt. „Wrogie przejęcie” nie należy rozpatrywać razem z poprzedniczkami. Powstała około dwudziestu lat później w innym składzie autorskim i uderza w zupełnie inne nuty. Z jednej strony Funky jest taki sam: historia nadal jest ilustrowana niemal niezmienioną przez lata, specyficzną kreską Polcha. Z drugiej jednak fabularnie jest to rzecz zupełnie inna… i nie oszukujmy się, słabsza. Przede wszystkim scenariusz jest zbyt udziwniony, a próba umieszczenia drugiego i trzeciego dna sprowadza się do enigmatycznych scen, z których niespecjalnie wyłania się spójny przekaz. Każdy kolejny album o Kovalu dodawał kolejną warstwę intryg do już poznanych wydarzeń, ale w pewnym momencie ta elastyczność fabularna musiała się skończyć.

Drugim słabym elementem „Wrogiego przejęcia” jest próba uwspółcześnienia świata Funky’ego. Od czasu premiery pierwszego albumu rozwój technologiczny poszedł do przodu, co sprawiło, iż nawet wizja przyszłości zaczęła lekko trącić myszką. Autorzy starali się wykorzystać w treści nowe technologie i teorie naukowe, ale efekt przeważnie nie jest satysfakcjonujący, zupełnie jakby nie do końca rozumieli ich mechanizmy. Chyba lepiej dla komiksu byłoby, gdyby pozostano przy wersji retro science fiction.

Pierwsze trzy części „Funky’ego Kovala” nieco się zestarzały, ale nadal jest to – chociaż być może przemawia przeze mnie sentyment – całkiem niezła komiksowa science fiction w konwencji filmów akcji. Niestety próba uwspółcześnienia i nałożenie dodatkowych warstw na fabułę nie powiodła się. Warto sięgnąć po ten integral, czy to przez sentyment, czy to za sprawą chęci poznania kultowego komiksu, ale jego lekturę najlepiej zakończyć po trzeciej części.

Opublikowano:



Funky Koval

Funky Koval

Scenariusz: Maciej Parowski, Bogusław Polch, Jacek Rodek
Rysunki: Bogusław Polch
Publicystyka: Łukasz Chmielewski
Wydanie: II zbiorcze poszerzone
Data wydania: Październik 2014
Seria: Funky Koval
Druk: kolor
Oprawa: twarda
Format: 215 x 290 mm
Stron: 224
Cena: 64,90 zł
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 978-83-7961-107-2
W listopadzie 2014 roku i marcu 2015 roku komiks miał dodruk.
WASZA OCENA
6.00
Średnia z 1 głosów
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Funky Koval ze zmarszczkami Funky Koval ze zmarszczkami Funky Koval ze zmarszczkami

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-