baner

Recenzja

Avengers jakich znamy, ale niespecjalnie lubimy

Tymoteusz Wronka recenzuje Avengers. Wojna bez końca
5/10
Avengers jakich znamy, ale niespecjalnie lubimy
5/10
„Avengers. Wojna bez końca” przyciąga uwagę nazwiskami: Warren Ellis i Mike McKone to w komiksie (nie tylko) superbohaterskim uznane – lub przynajmniej wschodzące – marki, ale efekt ich pracy daleki jest od ideału. Ani scenariusz, ani strona graficzna nie są w stanie przykuć uwagi na dłużej. Wyszedł im komiks-przeciętniak, o którym błyskawicznie się zapomina. Wystarczy powiedzieć, że na potrzeby tego tekstu musiałem go jeszcze raz przekartkować – a od lektury minęło zaledwie kilka dni.

Już na poziomie fabuły komiks jawi się jako odgrzewany kotlet: pojawia się zagrożenie, więc Avengers zbierają siły i ruszają z misją. Jedna scena prowadzi do drugiej, z niej wynika trzecia… i tak aż do zakończenia. Niespecjalnie jest się gdzie zatrzymać, zastanowić czy poczuć emocje. Scenariuszowi niby nie można specjalnie nic zarzucić (oprócz samego pomysłu na fabułę), ale brak w nim iskry mogącej przyciągnąć uwagę.

W całej historii jest oczywiście podwójne dno bazujące na przeszłości Iron Mana i Thora, a także wewnętrznych tarciach w grupie i kryjących się w ich duszach zadrach, ale nie jest ono głęboko ukryte. W zasadzie od początku wiadomo, jaki będzie finał, jaka rola w tym – w założeniach – dramacie przypadnie poszczególnym postaciom. Gdyby chociaż humor ożywiał scenariusz… ale i tutaj żarty są zdecydowanie „zasuszone”. Zamiast tego jest równie oklepany morał, którego można było się spodziewać już po przeczytaniu tytułu albumu.

Graficznie komiks jest totalnie bezpłciowy. Kadry są sterylne, pozbawione emocji, a przede wszystkim detali. McKone zwykł nawiązywać swym stylem do klasycznych albumów m.in. z okresu II wojny światowej, ale tym razem nie osiągnął zamierzonego celu. Rezultat jego pracy to dość bezduszny efekt komputerowych programów graficznych działających na podstawowych opcjach; a przynajmniej takie wrażenie można odnieść, przeglądając komiks.

Album „Avengers. Wojna bez końca” jest jednym z komiksów otwierających nową Egmontowską serię marvelowską. W tej roli zupełnie się nie sprawdza, chyba że jest ona wydawana nie dla osób pragnących rozpocząć przygodę z Avengersami, a dla dobrze orientujących się w realiach fanów. Czytelnik albumu zostaje błyskawicznie zostaje wrzucony w fabułę i wykształcone w grupie relacje. Pewnie, Egmont wydał ten komiks w związku z premierą „Avengers. Age of Ultron”, ale nawet znajomość filmów w tym wypadku nie wystarcza. Raz, że skład grupy jest inny (Wolverine, Kapitan Marvel w kobiecym wcieleniu). Dwa, że niektóre postaci mają inny rys charakterologiczny – na przykład Hawkeye z „Czasu Ultrona” to tylko cień postaci wykreowanej w komiksie.

„Wojna bez końca” nie jest komiksem złym, wahałbym się nawet przed określeniem go słabym. Na myśl przychodzą raczej epitety takie jak przeciętny, poprawny, rzemieślniczy. Niewiele jest aspektów, do których można się przyczepić; niespecjalnie można też cokolwiek pochwalić. Chociażby sceny walki – niby wszystko widać jak na dłoni, ale brak jest w nich dynamiki i błysku. Zupełnie jakby Ellis i McKone walnęli chałturkę między ważniejszymi projektami. Fani Iron Mana i spółki pewnie sami z siebie sięgną po ten komiks, ale osobom dopiero próbującym dopiero rozeznać się w marvelowskim uniwersum sugerowałbym sięgnięcie po inne, znacznie lepsze albumy.

Opublikowano:



Avengers. Wojna bez końca

Avengers. Wojna bez końca

Scenariusz: Warren Ellis
Rysunki: Mike McKone
Kolor: Jason Keith, Rain Beredo
Wydanie: I
Data wydania: Maj 2015
Seria: Marvel Now
Tytuł oryginału: Avengers: Endless Wartime
Tłumaczenie: Kamil Śmiałkowski
Druk: kolor
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 167 x 255 mm
Stron: 120
Cena: 39,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 978-83-281-1048-9
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Avengers jakich znamy, ale niespecjalnie lubimy Avengers jakich znamy, ale niespecjalnie lubimy Avengers jakich znamy, ale niespecjalnie lubimy

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-