baner

Recenzja

Armadzie grozi hekatomba

Maciej Gierszewski recenzuje Armada #18: Epidemia
7/10
Armadzie grozi hekatomba
7/10
Niedawno, z prawie rocznym poślizgiem względem oryginału, ukazał się w Polsce kolejny album bestsellerowej serii s-f, która od lat tworzona jest przez scenarzystę Jeana Davida Morvana i rysownika Philippe’a Bucheta. Serial „Armada”, bo o nim mowa, to atrakcyjna space opera, która wystartowała we Francji w 1998 roku. Jakiś czas temu doszły mnie słuchy, po premierze czternastej odsłony, że artyści mają w planach zamknięcie produkcji. Na szczęście były to tylko niepotwierdzone plotki. Rzecz ma się nieźle, wciąż ma status „ongoing” - wydawnictwo Delcourt premierę dziewiętnastki planuje na koniec września.

Fabuła „Epidemii” jest mocno zakorzeniona w uprzednim obrazie, który w Polsce ukazał się w maju ubiegłego roku. Dlatego nim zapoznacie się z premierą, polecam sięgnąć po „Chłód”, bo warto przypomnieć sobie co ważniejsze wydarzenia, gdyż ich reperkusje mają wpływ na akcję bieżącego albumu. Chodzi o tajemniczą Ornosferę - śmiercionośną broń, która może unicestwić przedstawicieli prawie wszystkich ras należących do Armady.

Mimo zastosowania przez Wielką Radę różnych środków zaradczych zaraza szybko się rozprzestrzenia. Hekatomba wydaje się nieunikniona. Zimną krew zachowuje jedynie Navis, która ma u swego boku małoletniego pomocnika, a właściwe: pomocniczkę. Julia, dzięki zamiłowaniu do lektury i niezdrowemu nabywaniu wiedzy, wie o epidemii więcej niż ktokolwiek inny. Nie będę zdradzał kto i dlaczego skonstruował tę straszliwą broń... Finał opowieści jest do przewidzenia, ale nie da się ukryć, miejscami jest strasznie i zatrważająco. Długo nie wiadomo, czy zarażony chorobą Bobo przeżyje i czy Julia nie myli się w swoich przypuszczeniach odnośnie antidotum. Akcja prowadzona jest wartko, a sposób opowiadania odpowiada galopującym postępom choroby. Chociaż ciężko o klimat grozy, gdy Navis działa z taką pewnością siebie.

Widać, że socjalizacja Navis postępuje, dziewczyna (sic!), już kobieta uczy się żyć według reguł, które rządzą w Armadzie, ale nadal jest tą samą rezolutną i trochę krnąbrną wojowniczką, którą tak lubimy.

Realistyczne rysunki Philippa Bucheta były (i wciąż są) mocną stroną całej serii. Zawsze mi się podobały. Postaci, sprzęty, statki i całe światy stworzone na kartach „Armady” są efektownie i szczegółowo narysowane. Dzięki temu zwiększa się atrakcyjność opowieści. Rysunek tła często sprowadza się do kolorowej plamy, a szkoda. W recenzowanym tomie pojawia się pewne novum - w sytuacjach dramatycznych (np. ataku zarażonych chorobą) rysownik rezygnuje z klasycznego kadrowania na rzecz kadrów o nieforemnych kształtach, chcąc w ten sposób podkreślić wstrząsający charakter scen.

„Epidemia” to historia przyzwoita, ale nie porywająca. Opowiedziana została w dobrym rytmie. Rodzina Navis się powiększa, chociaż nadal jest jedyną przedstawicielką rasy ludzkiej w szeregach Armady. Wprowadzono nową postać, Julię, która pewnie w kolejnych tomach odegra znaczącą rolę. Być może już w dziewiętnastej odsłonie, na którą przyjedzie nam czekać do przyszłego roku. Tymczasem cieszmy się z tego, co mamy. Dlatego kolejny raz sięgam po osiemnastkę, aby jeszcze przez chwilę poprzebywać z ulubioną bohaterką.

Opublikowano:



Armada #18: Epidemia

Armada #18: Epidemia

Scenariusz: Jean David Morvan
Rysunki: Philippe Buchet
Kolor: Philippe Buchet
Wydanie: I
Data wydania: Czerwiec 2016
Seria: Armada
Wydawca oryginału: Delcourt
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Druk: kolor
Oprawa: miękka
Format: 215 x 290 mm
Stron: 48
Cena: 29,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 978-83-281-1616-0
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Armadzie grozi hekatomba Armadzie grozi hekatomba Armadzie grozi hekatomba

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-