baner

Felieton

Kolorowo w kinach, komiksowo...

Yaqza, Yaqza
Ale się porobiło....Człowiek tylko otworzy oczęta po ciężkiej, praktycznie nieprzespanej (bo 2, 3 godziny godziwym wypoczynkiem nazwać nie sposób) nocy, a tu bezceremonialnie i bezlitośnie atakują go filmowe wieści- "Lucky Luke powraca!"- krzyczy Filmnet; "Fantastic Four opóźnione!" czytamy w Stopklatce; "The Punisher- zobacz trailer!" wydziera się do jeszcze zaspanego ucha Onet. Powolutku, najpierw powrót do równowagi psycho-fizycznej (siadamy na łóżku i staramy się chwycić wzrokiem jeden stały, nie przemieszczający się punkt przestrzeni; jeżeli akcja zakończy się sukcesem powoli wstajemy używając wszelkich możliwych zaczepów w okolicy) a dopiero po tym ocena faktów...O, mamo, dzień w dzień to samo, to już się robi nużące jak świąteczne powtórki, ile można! Nudzi im się? Piękne panie i dzielni panowie w fabrykach snów mają wolne popołudnia? Taaaak, wiem, komiksy są na topie, tak, wiem, sprzedają się jak ciepłe bułeczki, i tak, wiem także że można teraz zarobić świętą (dla wielu to jedenaste przykazanie) mamonę na każdym prawie filmie z ludzikiem z komiksu w tytule (a wszyscy ci ludzie powiązani z branżą celuloidową nie wiedzieć czemu lubią kiedy pieniążki spływają im szerokim strumieniem do kieszonki), ale co za dużo to i prosiak nie zakąsi, jak to mawiam.
Ale wieści wieściami- może być ich bez liku, ale rzeczywistość i tak bolesnymi uderzeniami w potylicę budzi nas z błogiego snu. Bo prawdę mówiąc nie ma tak wiele dobrych ekranizacji komiksów- "X-men 2" był dla nie tak wielkim rozczarowaniem, że gryzły mnie wyrzuty sumienia, iż zaprosiłem pewną przemiłą osóbkę na seans; "Liga Niezwykłych Dżentelmenów"- cóż, fakt faktem iż przyjemna dla oka, ale też jakoś nie powala na kolana (ale wciąwszy pod uwagę klasę komiks...trudno stworzyć film na jego miarę- każdy krawiec to przyzna), "Hulk"?...no cóż, nie oglądałem, ale słyszałem tak fatalne opinie o przygodach zielonoskórego, skaczącego neandertalczyka, że aż strach sięgać po kasetę. "Daredevil" z kolei okazał się całkiem, całkiem nienajgorszym kąskiem- co prawda zalatywał nieco fastfoodem, ale po produkcji z kraju której druga nazwa brzmi "Hamburger" można to chyba wybaczyć...-ale wracając do tematu: w interesujący sposób przygody Śmiałka dopasowane zostały do czasów współczesnych i współczesnej widowni (non stop praktycznie bijąca z głośników muzyka dawała ostro po uszach zmuszając jednocześnie serce do bardziej wydajnej pracy pracy przetaczaniu krwi)- o to tylko na plus zaliczyć mogę, bo cudnej narracji Millera było w niej tyle co świeżej żywności w supermarketach, a i sceny walk był bardziej żałosne niż ciekawe. I może w tym leży siła, może trzeba podejść do tematu w inny, oryginalny (osobisty?) sposób? Poeksperymentować zamiast podążać szlakiem przetartym już przez całe karawany? Popatrzmy na trailer "Blueberry'ego"- film w reżyserii twórcy "Dobermanna" (w pewnych kręgach kultowego wręcz) może mocno wstrząsnąć nie tylko światkiem komiksiarzy, ale miłośników westernu w ogóle! Albo "Immortel (ad vitam)" ("Trylogia Nikopola" wreszcie wędruje na wielki ekran!- krzyczy Interia.pl)- to może być to! Za ekranizacje wziął się wreszcie ktoś poza Amerykanami, i chwała za to! Może teraz wreszcie doświadczymy podmuchu innowacji, poetycko mówiąc: przyciągającego uwagę kolorami życia i zapachem przyrody małego tajfunu wirujących w malowniczy sposób liści?


Ale i tak to co obserwujemy teraz to przecież tylko preludium do wylewu filmowych superbohaterów, ubranych w trójwymiar i liczne efekty specjalne panów ( i pań, oczywiście; i to najczęściej tych pięknych, przyodzianych jedynie symbolicznie w strzępki materiału sukkubów) ratujących świat od zagłady- ile razy można ratować świat od zagłady? No cóż, niestety wiele...
Ale to przecież niemożliwe aby wśród tego co nas czeka (aż strach otworzyć lodówkę, jak to mówił pewien dowcip) nie znalazło się nic wartego uwagi- to jak z grami na Playstation: było wśród nich wiele tzw. badziewia które nigdy nie powinno ujrzeć światła dziennego, ale zdarzały się tez prawdziwe perły- te największe, nieskazitelne okazy lezące dotąd na dnie oceanu, które szczęśliwym trafem wychynęły nad powierzchnię i oślepiły wszystkich- a przede wszystkim malkontentów- swą chwałą i nieujarzmiona potęgą ( cos zebrało mi się na wielkie słowa dzisiaj...).


A jak na razie i tak niezaprzeczalnym królem filmowych adaptacji komiksów jest Tim Burton i jego "Batmany"- i co do tego nie ma dwóch zdań.
I tym akcentem kończę dzisiejsze wywody i śpieszę przygotować zapas kukurydzy na kolejną posiadówkę w kinie/przed komputerem/telewizorem.
Over and out.

Opublikowano:



Tagi

Film Moore Punisher

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-