Nowe Teksty

Furia, król Artur [recenzja]
Jak komiks ocenił Sławiński?
Zjawiskowa She-Hulk #02, John Byrne [recenzja]
Jak komiks ocenił Sławiński?
Wonka, film [recenzja]
Jak film ocenił Zimiński?

Zapowiedzi

Nowe Plansze

Nowe Imprezy

Forum Alei Komiksu

Recenzja

Brzoskwinia #2

Marta, Yaqza, Yaqza recenzuje Brzoskwinia #02
Nareszcie!!! Tak długo czekałam na ten dzień, myślałam o nim od dawna, wyobrażałam sobie jak będzie wyglądał....żeby była pełna jasność mówię oczywiście o ukazaniu się drugiej części „Brzoskwini”! Kilka dni temu mój osobisty kurier podrzucił mi ów komiks i jeszcze tego samego wieczoru przeczytałam go- i prawdę mówiąc- strasznie tego żałowałam, bo przez całą noc nie mogłam zasnąć.
Moja bezsenność nie była bynajmniej skutkiem zachwytu dla tego komiksu (ani dla kuriera), przeciwnie, czułam niesmak i rozgoryczenie bo spodziewałam się czegoś zupełnie innego.

Nie będę pisała o tym co dokładnie wydarzyło się w poprzedniej części, bo nie ma to większego sensu. Przypomnę tylko że Kazuya chciał wziąć siłą Momo....ej..tak tam było napisane. Ale poważnie- Kazuya chciał pocałować Momo, Momo myślała, że jemu chodzi tylko o jedno (hmm ciekawe o co...) i dała mu kosza, męska duma Kazuy została urażona, chłopak chyba się wkurzył i to do tego stopnia, że zwiał z miejsca wypadku.
No można by powiedzieć, że napisałam to jednym tchem...eeee to chyba nie tak było zresztą nieważne.

Może przejdźmy teraz do małej prezentacji tego co jest zawarte na mniej więcej 170 stronicach (w drukarni musiał skończyć się tusz, bo nawet nie ponumerowano stron- dlatego mniej więcej) drugiej części.
Po przeczytaniu pierwszego tomu mangi, bałam się tylko tego, że zrobi się z tego (Hej! Nawet nie czuje jak rymuję) „Moda na sukces” w wersji komiksowej; żyłam nadzieją że fantazja autorki w części drugiej pozwoli umieścić coś co zaskoczy mnie i innych czytelników.

Skucha...i na przyszłość pamiętaj Marta, żeby nigdy nie robić sobie zawczasu nadziei.

Bohaterzy się nie zmienili. Na pierwszym planie nie są jednak Momo i Kazuya (tak jak powinno być) ale nasi niezmienna Sea i zmienny Kairi- zaraz wyjaśnię dlaczego zmienny.
Najpierw kilka słów o scenariuszu BOŻE DROGI TELENOWELA BRAZYLIJSKA!!! To moje pierwsze i ostatnie wrażenie jakiego doznałam po przeczytaniu książki.
Momo nadal jest zakochana w swoim Kazuyi, on w niej również. Ale...... no właśnie zawsze jest jakieś ale, panna Sea chce zniszczyć tę pierwsza szaloną i namiętna miłość. Wydawało mi się, że jest ona tylko taką małą zazdrośnicą, ale nie, ona jest naprawdę niebezpieczna- najchętniej zabiłaby Momo tępym nożem i jeszcze pewnie nieźle by ją skopała, gdy już by nie żyła. Poza tym niezłą fantazję ma dziewczyna, niestety te wszystkie jej perfidne plany, pomysły i zasadzki stały się monotonne i nudne- widocznie nie ma zbyt wielu szarych komórek, jeżeli w ogóle jakieś ma. Pan Kazuya to w dalszym ciągu ciepłe kluchy i nic więcej!
Nasza piękna Momo nie jest już taka oryginalna jak w poprzedniej części. Jej teksty przypominają słowa Milagros wypowiadane do Chose Antonia – „Cud miłości” ogląda moja babcia, a ja mimo woli słyszę i drżę. Nasza bohaterka nie ma ani krzty przebiegłości ( mogłaby się uczyć od Sea), a prawdę mówiąc przydałaby jej się... chociaż może nie w takiej dawce w jakiej posiada ją jej przeciwniczka.
No i Kairi- tylko dzięki niemu przeczytałam do końca ten komiks...on jedyny mnie zaskoczył z homo sapiens bezmuzgowiós ewoluował w normalne homo sapiens...W poprzedniej części Kairi nie popisał się niczym...noooo może poza głupotą...ta część mangi natomiast ukazała jego zupełnie inne oblicze i daję słowo wolę go w tym drugim wydaniu.
Jest zabawny, w dalszym ciągu zboczony i napalony, ale nie pracuje u niego już tyko lewa półkula mózgu- wykryłam, że wymienił baterie również w prawej....
Ale komiks to nie sztuka z jednym bohaterem ( przynajmniej nie w tym przypadku): Kairi nie uratował tej części. Moim zdaniem II tom Brzoskwini jest po prostu nędzny!

I nic go już nie uratuje...obrazeczki (nie rysunki- właśnie obrazeczki ) są fe! Nie są ani zabawne, ani czytelne- takie mazidełka. Moja siostrzenica która ma 9 lat lepiej by je wykonała. Może młodszym pokoleniom będą się podobać, mnie jednak nie zadawalają. Autorka chciała chyba przestawić daną sytuację na wiele sposobów, stąd pięć rysunków przestawiających rozwiane włosy Momo... Po co???
Co za dużo to niezdrowo. Ludzie wycinają lasy na papier, a on jest marnowany w taki sposób...

Tyyyyyyyyle wad....Naprawdę chciałam za wszelka cenę znaleźć jakieś zalety tego komiksu; założyłam okulary i nic, używałam również lupy (bez skutku). Ale nie poddałam się tak łatwo, pożyczyłam więc od wujka lornetkę- na próżno. Eeeh... Zastanawiałam się co jest nie tak, dlaczego nie mogę wykryć żadnej zalety przecież, mam odpowiedni sprzęt....Dopiero po głębokich przemyśleniach, dowiedziałam się dlaczego nie mogę znaleźć tak pilnie poszukiwanej choćby jednej zalety...TEN KOMIKS PO PROSTU NIE MA ZALET, żadnej dobrej strony, jest pusty.
Fabuła to prosty schemacik składający się z kilku punktów które ktoś kiepsko rozwinął. I nic więcej nie napiszę bo nie ma o czym!!!

Zostały wydane dwie części Brzoskwini i zapowiada się na to, że jeszcze kilka numerów się ukaże. Uważam, że część pierwsza to po prostu miodzio chętnie bym ją wszystkim poleciła, ale po co się rozochocać skoro druga część to dno? Szkoda marnować czasu na czytanie.

KOMUNIKAT! Czytacie na własną odpowiedzialność!!!



Yaqza: Chciałbym na wstępie poruszyć pewną palącą kwestię- w recenzji Marty znalazła się pewna nieścisłość mająca wpływ na ogólny odbiór komiksu i może zostać błędnie zinterpretowana przez czytelników. Otóż... Kairi wcale nie wypada lepiej w tym tomie. Mój idol przemianował się na rycerza w lśniącej zbroi (tfu!) stającym w obronie pięknej Momo, zasłaniającym ją własnym ciałem, własną piersią, nie robiąc sobie nic z niebezpieczeństw...i nie dobiera się już do niej (no, wyłączając scenę gdy „mocno” i „natarczywie” się do Momo przytula). Druga sprawa, równie dyskwalifikująca w moich oczach ten komiks- główna bohaterka się nie rozebrała. To wielkie rozczarowanie i wielce nad tym boleję, stawiając jednocześnie kreskę na „Brzoskwini” #2...
A tak serio- nie sądziłem, ze przychylę się do recenzji Marty (ocena jaka wystawiła komiksowi jeszcze nigdy nie gościła na Katedrze...o ile mnie pamięć nie zawodzi), ale po lekturze drugiego tomu „Brzoskwini” powiem tyle:....szkoda czasu. Szkoda pieniędzy. Szkoda zdrowia i nerwów. Ten komiks nie jest ani zabawny, ani poważny ani wzruszający- to odzwierciedlenie wspomnianych już przez Martę telenowel, paskudnych głupkowatych tasiemców niszczących umysł swego nosiciela od środka, wyżerając mu szare komórki niczym łasuch pożerający czekoladki.... Intrygi są na tyle absurdalne, ze wymiękałem przy każdym kolejnym tzw. „zwrocie akcji” przeklinając jednocześnie głupotę bohaterów (których swoją droga uważam w dużej mierze za upośledzonych umysłowo, z wyjątkiem mojego ulubieńca Kairiego, jedyna obdarzoną para szarych komórek osobę „dramatu”).

Komiks jest na tyle głupi, ze można popłakać się przy jego lekturze (wywołując potokiem łez zazdrość niejednego bobra), dlatego też zagadką dla mnie jest do kogo Egmont adresuje to...badziewie. Skoro nawet przedstawicielce płci pięknej się to ustrojstwo nie spodobało, to „Brzoskwinię” przeczytają chyba tylko gospodynie domowe spędzające czas na leżeniu do góry brzuchalem i zajadające się wysokokalorycznymi ciachami wydatnie zwielokratniającymi ich gabaryty. Żaden w miarę normalny normalny człowiek w tym tomiku nie odnajdzie niczego atrakcyjnego.


Gwoli sprawiedliwości należałoby wspomnieć także o szacie graficznej komiksu- nic nie zmieniło się od tomu poprzedniego, wciąż mamy przyjemność oglądać absurdalnie zbudowane kadry (mój ulubiony to zbliżenie na buty jednego z bohaterów- majstersztyk wśród komiksowych buraków).

Może w kolejnym odcinku będzie inaczej- zobaczymy. Może coś się rozkręci. Ale tak prawdę mówiąc, to jakoś nie chce mi się w to wierzyć...

Opublikowano:



Brzoskwinia #02

Brzoskwinia #02

Scenariusz: Ueda Miwa
Rysunki: Ueda Miwa
Wydanie: I
Data wydania: Listopad 2003
Seria: Brzoskwinia
Tytuł oryginału: Peach Girl 2
Rok wydania oryginału: 1998
Wydawca oryginału: Kodansha
Tłumaczenie: Zbigniew Kiersnowski
Druk: czarno-biały
Oprawa: kartonowa
Format: 11 x 18 cm
Stron: 172
Cena: 16 zł
Wydawnictwo: Egmont
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-