Recenzja

100 Naboi #4: Co ma wisieć, nie utonie

Yaqza, Yaqza, Yoghurt recenzuje 100 naboi #04: Co ma wisieć nie utonie
-...Masz jaja. To po staruszku jak sądzę?
-Nic nie dostałem od tego bambusa.
-Jasne, że tak. Dostałeś przewalone życie.
-No taaa...Tylko to skurwiel mi zapewnił.
-Co prawda, to prawda. Pogadajmy o tym, czego nie dostałeś...

Loop jest zwykłym chłopakiem z czarnej dzielnicy. Wciąż mieszka z matką, a czas dzieli między jazdę samochodem, spotkania z kumplami i różne....”drobne roboty”. Nie zna swojego ojca- odszedł, zanim chłopak mógł go poznać. Ale teraz otrzymuje szansę...Szansę, by odpłacić kochanemu tatusiowi za lata nędzy i cierpienia. Za ból matki. Za wszystko, co wycierpiał. Tą szansą jest walizka z pistoletem i setką naboi, gwarantująca pełną bezkarność. Czy chłopak będzie miał na tyle odwagi, by wykorzystać okazję?

-Słuchaj, mamy jutro wieczorem robotę. Przyjmujemy transport. Nino chce, żebyś przyszedł
-Po co?
-Kierowca jest synem chrzestnym kuzyna Nino Jerry’ego. Dzieciak jest ciężarowcem. To, kurwa, kafar, słowo, ale głupi jak kilo gwoździ. I jest uczciwy, żadnego brania w łapę i tych rzeczy. Prawo i kurwa jego mać odpowiedzialność, więc Nino obawia się, że ten troglodyta nie będzie chciał oddać ładunku bez mordobicia. No i wiesz, Nino nie chce żeby zginął lub został kaleką, a przy tobie nie będzie wycinać żadnych numerów z Bonanzy.
-Niby czemu?
-Czemu? Bo kiedy chcesz potrafisz być przerażający jak Terminator, dlatego.

Curtis Hughes to współpracownik Nino Rego- podstarzałego, a gwoli ścisłości, rozsypującego się już bossa światka przestępczego. Nie zwykłego gangu, a mafii z prawdziwego zdarzenia, takiej, jaką widuje się obecnie tylko w starych serialach...Curtis jest zaufanym członkiem organizacji- człowiekiem do wszystkiego: ściągnięcia haraczu, przekonania kogoś do oddania ciężko zarobionych oszczędności, kradzieży bryki. No i dobrze zna Rego. Ale nie tylko dlatego jest respektowany przez wielu ludzi. On naprawdę potrafi być przerażający jak Terminator.
Co się stanie, gdy drogi tych dwóch zupełnie obcych, a tak bliskich sobie ludzi się przeplotą?

-...Jestem twoim synem.
-Louis?
-Jasne! I jak ci teraz staruchu?
-Wpierdolę twojej starej za to jak cię wychowała.

Ojciec i syn- nigdy wcześniej się nie widzieli. Ich pierwszemu spotkaniu towarzyszyła broń i mocne słowa, mające zastąpić kilkanaście lat pustki. Teraz nadszedł czas, by to nadrobić. Ojciec wprowadzi syna w swój, niełatwy i pełen przemocy świat. Przekaże mu wszystko to, co według niego samego jest najważniejsze, co może zaprocentować w przyszłości. Zapozna go z odpowiednimi ludźmi, nauczy tego, co sam umie. Od tego jest ojciec. Powinien być dla syna podporą, uczyć go, kierować jego krokami dopóki nie będzie mógł poradzić sobie sam. Ale nie był go wtedy, gdy był najbardziej potrzebny. Kilkanaście lat pustki i nagle okazja, by wszystko wynagrodzić. By pokazać, że nadal jest człowiekiem.
Ale gdyby wszystko było takie łatwe- szczęśliwe powroty, krewni odnalezieni po latach nieobecności, łzy miłości i gorące uściski. Niestety, to nie ten świat. Tutaj trzeba być twardym i uważać na każdym kroku, z kim się gra, bo skutki będą opłakane. A będą na pewno...
A kiedy nadarzy się okazja, czy będzie potrafił ją wykorzystać? Co wybierze? Co będzie ważniejsze: lojalność czy ojcowska miłość? Szacunek do szefa, kogoś więcej niż szef- mentora prawie, czy miłość do syna? Jaki będzie wybór? Chociaż to pytanie jest niepotrzebne. Nieważne, jaka decyzja zostanie podjęta, i tak będzie niosła ze sobą ból. I tak naprawede w tej walce nie będzie prawdziwych zwycięzców.
Tak, moi drodzy, wygląda główny wątek kolejnego albumu z serii „100 naboi”: „Co ma wisieć nie utonie”. To właśnie niełatwy związek ojca- człowieka do wszystkiego mafii- i syna- cwaniaczka jest głównym tematem tej historii. Głównym, ale nie jedynym. Pamiętać musimy, z jakim komiksem i jakim scenarzystą mamy do czynienia- czy pamiętacie końcówkę pierwszego tomu? Rozwinięcie tej akcji znajdziemy na początku czwartego właśnie. A w tomie trzecim- Carlosa i jego dziewczynę kojarzycie? Także rozwinięcie tego wątku dane nam będzie przeczytać. We wszystko jak zwykle wplątany jest agent Graves, tajemniczy manipulator, którego cele, mimo iż mamy coraz więcej podpowiedzi, wciąż są niejasne. W pewnym momencie przerażać zaczyna fakt, że wszystko jest tylko jego grą, grą która w całości kontroluje. To on rozdaje karty, to on wydaje polecenia, a ludzkie życie, przyszłość, szczęście nie mają znaczenia. Wszystko prowadzi do ściśle określonego celu, a cel ten uświęca środki.

...Wiesz, Curtis, Każdy zrobił kiedyś coś, czego ktoś inny nie może mu wybaczyć. Każdy. Na przykład twój chłopak...To łatwiejsze, niż myślisz.

Ludzie są tylko narzędziami w rękach enigmatycznego Minutemana- wykorzystuje ich, a jeśli mogą być użyteczni w przyszłości chowa do skrytki w bagażniku. Jeśli nie, po prostu wyrzuca. Bez cienia współczucia, litości, poczucia winy. Sama historia Loopa i jego ojca wydaje się być tylko tłem dla zagrywek agenta, zagrywek prowadzonych na znacznie większa skalę niż można sobie początkowo wyobrażać.
W pewnym momencie komiks zaczyna przypominać inne dzieło utrzymane w podobnym klimacie: „Sin City” Franka Millera. I to nie tylko ze względu na podobną miejscami szatę graficzną i mistrzowską zabawę światłocieniem, ale także ze względu na jedną z postaci drugoplanowych przypominającą znaną nam z dzieła Millera Miho- dziewczynę, zabójczynię.
Co mogę napisać o tym komiksie? Wciąż jestem pod wrażeniem pieczołowitości, z jaką Azarello prowadzi poszczególne wątki, jak misternie je ze sobą przeplata wiążąc różne, na pozór nie mające ze sobą nic wspólnego wydarzenia, inne zaś traktuje jako tło dla wprowadzenia kolejnego wątku. Wszystko to tworzy niezwykle skomplikowaną i arcytrudną układankę, której znaczenia nie potrafimy jeszcze pojąć. Tutaj nie ma elementów nie pasujących do reszty. Po prostu na początku wydaje się nam, że tak jest, a im głębiej sięgamy w świat „100 naboi”, tym lepiej zdajemy sobie sprawę z faktu, że tu, w tej historii nic nie dzieje się bez celu. I za to Azarello zyskał u mnie dozgonny szacunek- bo tylko wielki scenarzysta może pozwolić sobie na coś takiego i tego nie skopać. A jak na razie...jak na razie wszystko jest perfekcyjne. W każdym calu. Tego też tyczą się rysunki Risso, które- tak mi się może tylko wydaje, ale..- z numeru na numer są coraz lepsze. Szczególny styl rozpoznawalny na pierwszy rzut oka, swoiste pomieszanie Matta Wagnera i Kelley’a Jonesa daje w rezultacie niezwykły efekt. Panie i panowie- te rysunki są perfekcyjne.
Tak jak i cały komiks. Rysunki (i kadrowanie! Chyba, o zgrozo, znowu musze użyć słowa „perfekcyjne”- oryginalne, wyjątkowe, zawsze pasujące do sytuacji, raz nadające akcji szalonego pędu, kiedy indziej wywołujące pełny napięcia zastój), scenariusz, okładki (zapomniałem wspomnieć o okładkach! Ach, są tak samo niezwykłe jak w poprzednich tomach. A może jeszcze bardziej?), kolorystyka (niezwykła, sugestywna, zawsze i wszędzie idealnie dopasowana do akcji- niekiedy powalająca mieszanką błękitu i czerni, zaś innym razem ożywiająca akcję feerią barw) to wszystko składa się na komiks perfekcyjny. A wydawnictwo Mandragora dodało do tego jak zwykle wyśmienitą jakość wydania i zajebiste tłumaczenie.
Wiecie co? Miałem temu komiksowi nie stawiać dychy. Ale pomyślałem, że jeżeli on jej nie dostanie, to kto miałby?...
Perfekcyjny komiks, prawdziwa perła, tzw. „musiszmieć” dla ludzi kochających wyśmienitą, wyzywającą lekturę.
A „100 naboi” to najlepsza seria na polskim rynku. I już.

-Jeszcze raz dobrzy wygrali, czyż nie, detektywie Choisnel?
-Chyba tak, dzięki za wskazówki.
-To tylko moja praca, detektywie...tylko moja praca.


Yoghurt: ”Gitesa stary, ten komiks jest....”- i tu następuje parę dość dosadnych w swej wymowie epitetów, które można sobie odpuścić. Podpowiem tyle, ze są to opinie jak najbardziej pozytywne i najczęściej zaczynające się od przedrostka „za” lub „wy” i kończące się na dość osobliwy przymiotnik „jebisty”. I jak najbardziej te opinie o 100 Nabojach podzielam.... Od pierwszego tomu dosłownie wkręciłem się w przedstawioną historię. A żuchwy po lekturze ostatnio wydanego, opisywanego dziś tomu szukam po kątach do dziś.
Graves. To nazwisko spędza sen z oczu złym i dobrym gościom wszelkiej maści. Jak go określił kumpel „Kawał twardego wyrachowanego skurwiela”. Czytelnik, który zetknął się z tym gościem w pierwszym czy drugim tomie „Setki” myślał, że facio jest kimś w rodzaju anioła stróża...Dość osobliwego, ale należącego do „tych dobrych”. A tu niespodziewajka moi mili- nasz podstarzały agent o wyrazie twarzy zwanym „człowiek z permanentnym i ostrym zatwardzeniem” nie okazuje się wcale kolejnym dobrym duchem, co to pomaga biednym i pokrzywdzonym.... O nie.... Agent Graves to zaiste sukinkot jakich mało, facet, który w każde swe posunięcie planuje zapewne długimi godzinami a każda czynność ma określony cel. A sam Agent nie waha się dotrzeć do celu po trupach... Zaś same teczuszki z Desert Eaglem i 100 nabojami wcale nie są narzędziem do wymierzania sprawiedliwości. A w każdym razie- nie do końca- jest to sprawiedliwość, ale tylko jeśli takowe jej wymierzenie przyniesie korzyści temu posiwiałemu sukin.....
No, ja tu o jednym z największych bedgajów komiksu, a nam trza przecież jeszcze co nieco o samym komiksie. A ten jest po prostu... Tu musiałbym wypisywać dość długą listę bałwochwalczych określeń upstrzonych tu i ówdzie pokłonami dla duetu Azarello-Risso, więc po prostu sobie daruję. Przejdę od razu do pokłonów nie za genialny, niepowtarzalny i po prostu wypasiony scenariusz, ale za genialny, niepowtarzalny wypasiony rysunek :) Zaiste, to co prezentuje nam Risso w swoich pracach to po prostu cudo.... Ach to kadrowanie.... A wtórują mu znakomici koloryści, którzy potrafią idealnie chlapnąć czernią tu i ówdzie. Kolorystyka jest stonowana, nie bije nas po oczach paleta kilkunastu milionów barw- i to właśnie buduje cholernie dołujący i mroczny klimat tego komiksu- tutaj nie ma miejsca na radosne wstawki i durnawe gagi. Zaś humor jaki przeplata się z rzadka przez opowieść jest taki sam, jak podstawowy kolor używany przez kolorystów „Stówy”- czarny.
Co się zaś tyczy wydania- jedno słowo: Mandragora. I wszystko jasne.
Co na zakończenie? Lepiej kupić. Nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie do nas ponury pan z teczuszką i zaoferuje nam bezinteresownie (taaa, jasne...) gnata i 100 pocisków nie do namierzenia. A wtedy będziemy wiedzieć, że wpadliśmy w naprawdę wielkie gów....kłopoty... Bo spotkania z tym panem nigdy nie kończą się szczęśliwie...
Dycha i już. Nie mam co do tego wątpliwości.

Opublikowano:



100 naboi #04: Co ma wisieć nie utonie

100 naboi #04: Co ma wisieć nie utonie

Scenariusz: Brian Azzarello
Rysunki: Eduardo Risso
Okładka: Dave Johnson
Wydanie: I
Data wydania: Luty 2003
Seria: 100 naboi
Tytuł oryginału: 100 Bullets: Hang up and hang low
Rok wydania oryginału: 2000, 2001
Wydawca oryginału: DC
Tłumaczenie: orkanaugorze
Druk: kolor, kreda
Oprawa: miękka
Format: 17x26 cm
Stron: 120
Cena: 29,90 zł
Wydawnictwo: Mandragora
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Tagi

100 naboi

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-